Cytat na dziś: Wykładowcy jak taternicy

Do życia między ludźmi wystarczy ostrożność i zdrowy rozsądek. Osoby niezrównoważone są pozbawione obu tych cech, dlatego, odnosząc się do nich z sympatią i ze zrozumieniem dla ich dysfunkcji społecznej, należy trzymać się od nich z daleka. Do życia konieczny jest dystans.

Poza tym, jak mam uczyć etyki kogoś z aspergerem?

— prof. nadzw. dr hab. Piotr Nowak, Uniwersytet w Białymstoku,
w artykule w Rzeczpospolitej

Moim pierwszym skojarzeniem z tekstem profesora Nowaka był dowcip: Co to jest: wisi na ścianie i płacze? Odpowiedź: dupa, nie taternik.

Pan Nowak, wykładowca na uniwersytecie w Białymstoku, ma problem ze studentem cierpiącym na zespół Aspergera i sugeruje, że (i) nie da się uczyć cierpiących na zespół Aspergera, bo są niepoczytalni oraz (ii) w ogóle nie powinno się do studiów dopuszczać osób „niezrównoważonych psychicznie”. Pardon, problem ma jakiś doktor Niewiadomski, Niebylski czy Niewieski (or compatible), z uniwersytetu w Popielnie, najwyraźniej alter ego autora. Zakładam, że użycie „przyjaciela” w tekście było figurą retoryczną, aby trochę czytelnika rozerwać, trochę życia może w tekst wlać, a może wynikło z nazbyt częstych lektur „Dialogów” Platona.

Dość, że tekst jest obrzydliwy. Głupi też, ale przede wszystkim obrzydliwy, pisany z pozycji wyższości, takiego użalania się trochę nad biednymi chorymi psychicznie, którzy nie powinni jednak mieszać się z normalnymi ludźmi, no bo „do życia potrzebny jest dystans”, a jak wiadomo, ktoś z Aspergerem nie może takiego dystansu mieć, bo jak wiadomo, Asperger objawia się głównie niezrównoważeniem psychicznym i brakiem poczytalności. I dystansu. No bo to wariaci są, niesprawni umysłowo, niepoczytalni. No i pan Nowak oczywiście nie jest przeciw dyskryminacji niepełnosprawnych, to nie o to chodzi, sam miał niepełnosprawnego studenta, proszę, doktorat napisał, do redakcji go przyjąłem, teksty tłumaczy, o. Nie jestem rasistą, ale… Mam przyjaciół z Afryki, więc… Ten poziom.

Nie jestem psychologiem ani psychiatrą, więc niech kto inny tłumaczy panu Nowakowi, co to jest choroba psychiczna, co to jest spektrum autyzmu, jak się ma do inteligencji, niepoczytalności, zdolności czy umiejętności studiowania. Co to jest normalność, i jaka jest szansa, że sam pan Niewieski jest „normalny” i „pełnosprawny umysłowo”. Nie żebym oczekiwał, że coś z takich tłumaczeń wyjdzie, wraz z habilitacją (wiem to z autopsji) człowiek nabiera odporności na nabywanie wiedzy nieprzystającej do swoich uprzedzeń, doktorowi habilitowanemu nikt już nigdy niczego nie wytłumaczy, a już na pewno jeśli doktor tego nie chce (a chyba nie chce, bo pisze pod tezę). Takie są prawa natury, bardziej niezmienne niż byt według Parmenidesa.

Więc ja nie o tym. Ani nawet o tym, co sądzę o naukowcu, który używa jednostkowego przykładu do stawiania twardych tez, które na domiar złego możnaby przecież sprawdzić empirycznie — jak przyjmowanie osób z zespołem Aspergera wpływa na poziom uczelni. Albo jaki jest procent osób z zespołem Aspergera wśród kończących studia. Albo wśród wybitnych naukowców.

Ani też o tym, że pan Nowak w swoim artykule opisał swojego niepełnosprawnego studenta tak, że jego koleżanki i koledzy z roku potrafili go bez trudu rozpoznać. O tym też nie, bo na blogu unikam określeń takich jak „gnida”, „szumowina” czy „szubrawiec”, a także ponieważ mam cichą nadzieję, że zajmą się tym władze uczelni, a może nawet jakiś sąd.

Sam jestem wykładowcą akademickim. Oczywiście, kudy mi do profesora filozofii w Białymstoku. Piszę to bez ironii. Znaczna część moich wykładów opiera się na bardzo twardych faktach, czy wręcz wzorach matematycznych, nudach takich — ot, jest tak jak napisano, nie da się tego przekręcić na dwie strony, fi jest osiem, a wzór na dwie linijki. Filozofia jest trudniejsza — starczy mi, że mam wykład o metodologii naukowej, reszta nie, dziękuję, postoję. Poczytam sobie albo posłucham w wolnej (ha, ha) chwili. Mniejsza o to.

Otóż wykładowca uniwersytecki z różnymi dziwactwami się spotyka. Miewałem na wykładach studentów przeróżnych, ale nie opiszę ich tutaj (bo nie jestem gnidą). Koleś wychodzący z sali trzaskając drzwiami albo machający do wykładowcy może szokować chyba tylko kogoś, kto jest przyzwyczajony, że słucha go dziesięcioro studentów na krzyż, bo jak na sali siedzi przez cztery godziny w tygodniu z okładem setka studentów, to prędzej czy później ktoś taki się trafi. Deal with it.

I jedno mogę powiedzieć: nie ma nic gorszego niż doskonale zrównoważeni studiujący ze znudzoną miną wpatrujący się w ekrany swoich telefonów. Każda interakcja jest lepsza niż jej brak. Nawet chaotyczna, przerywająca tok wykładu wypowiedź — ej, no bardzo dobrze, ja namawiam studentów do przerywania wykładów. Po co w ogóle są wykłady w czasach internetu? Dlaczego miałbym pójść na wykład jakiegoś pana Nowaka z uniwersytetu w Białymstoku, jeśli w internecie mam wykład Ricka Rodericka albo Petera Millickana? Bo nie znam angielskiego? Bez jaj. Odpowiedź jest inna: bo z panem Nowakiem mogę sobie pogadać i pozadawać mu pytania. Albo przynajmniej być świadkiem dialogu między moimi koleżankami i kolegami, a panem Nowakiem. Mądry wykładowca nawet najgłupsze czy najbardziej agresywne pytanie potrafi obrócić ku pożytkowi swoich studentów.

A jeśli pan Niewieski nie umie wykorzystać pytań swoich studentów w nauczaniu (nawet, jeśli są chaotyczne albo niezbyt mądre), więcej: jeśli pan Niewieski skarży się na przerywanie wykładu pytaniami, to pan Niewieski powinien zastanowić się, kto tutaj naprawdę jest na niewłaściwym miejscu, i kto właściwie jest w pełni sprawny umysłowo.

Napisałem przed chwilą „deal with it”. Właśnie. Druga sprawa też dotyczy kompetencji wykładowcy. Każdy wykładowca z jakim-takim doświadczeniem pedagogicznym powinien sobie z palcem w nosie poradzić z sytuacją, którą pan Nowak opisuje. Dowodem na mój brak wyobraźni jest to, że nie wyobrażam sobie, jak wykładowca może sobie nie poradzić w tego typu sytuacjach. Jest zylion możliwości. Jak pan Nowak, przepraszam, pan Niewieski zareagował na wybryki wspomnianego studenta, że teraz się go boi, zamiast albo włączyć sensownie w zajęcia, albo ustawić do pionu, i to bez pomocy władz akademickich?

Jedyne, co mogę sobie wyobrazić, to bekę z wykładowcy, jaką mają studenci („zahukani przez ideologię poprawnościową”, my ass). Teraz już jest jasne, dlaczego pan Nowak użył wymyślonej postaci pana Niewieskiego: bo inaczej tekst za bardzo przypominałby płaczliwą skargę niekompetentnego nauczyciela.

To co to jest — nie umie sobie poradzić ze studentem, więc żali się w gazecie?

 
 


Post scriptum

Po pierwsze, wiadomo już, jak pan Nowak poradził sobie ze studentem cierpiącym na zespół Aspergera. Nie poradził sobie. Po prostu nie wpuścił go na drugi wykład:

… prof. Nowak nie wpuścił go na drugie zajęcia, bo po pierwszych uznał go za „wariata”. – Chłopak nie rozumiał, dlaczego nie może wejść, sytuacja trwała około 20 minut. Prawie płakał, cholernie mu zależało na wszystkich zajęciach, nie wiedział, o co chodzi. Pan profesor nie potrafił mu tego wyjaśnić i kazał mu wyjść. Następnie przy zamkniętych drzwiach wszystkim „zdrowym” studentom przez pół godziny opowiadał o konieczności wyrzucenia z uczelni wyższych „wariatów i kryminalistów”, wśród których znalazł się mój kolega – relacjonuje student.

Po drugie, na zachowanie pana Nowaka zareagował Uniwersytet w Białymstoku:

Ubolewam, że przedstawiciel kadry uniwersyteckiej publicznie wyraża opinie i poglądy, które mogą być odbierane jako podważające idee tolerancji i wrażliwości społecznej. Uważam ten sposób prowadzenia dyskusji o obecności osób z niepełnosprawnościami, o specjalnych potrzebach edukacyjnych, na uczelni za nieodpowiedni dla przedstawiciela środowiska akademickiego.

(interpunkcja oryginalna)

Po trzecie, pan Nowak jest zastępcą naczelnego czasopisma „Kronos” (co być może tłumaczy, dlaczego wszystkie jego recenzowane prace ukazały się w tym kwartalniku). Kwartalnik Kronos na swojej facebookowej stronie zamieścił taką oto wypowiedź:

schlick

W kontekście artykułu Piotra Nowaka jest to dość odważne nawiązanie. Jacek Dehnel skomentował to na facebooku w ten sposób:

Otóż ustalmy fakty (…). Johann Nelboeck, który zastrzelił Schlicka, był leczony psychicznie (diagnoza: osobowość schizoidalna; nic nie wiadomo, żeby miał zespół Aspergera, którego wówczas w ogóle nie znano – Hans Asperger po raz pierwszy opisał zjawisko w 1944 roku). Biegli w procesie ustalili wszakże, że w momencie popełnienia morderstwa był on całkowicie poczytalny. Natomiast, o czym redakcja filozoficznego kwartalnika Kronos zapomniała powiedzieć, Nelboeck był nazistą. Nie wyraził skruchy i postanowił spożytkować proces na wygłaszanie swoich teorii o szkodliwości działań akademickich Schlicka, który „swą anty-metafizyczną filozofią podkopał w nim wrodzone zasady moralne”. Przy okazji sugerowano, że Schlick (pochodzący z drobnej szlachty pruskiej) jest przedstawicielem żydowskiej nauki – i w rezultacie morderca dostał niski wyrok dziesięciu lat więzienia. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby przywoływać w tej sprawie Nelboecka – problemem nie było wcale to, że pozwolono chodzić na studia człowiekowi ze zdiagnozowanym zaburzeniem osobowości, tylko rozwijający się w Austrii nazizm, który dzielił ludzi na tych, którzy mają prawo do życia, oraz na innych. Na szczęście dla Nelboecka wykpiwani przez redakcję „Kronosa” „obrońcy >>inności<< i przeciwnicy >>dyskryminacji<<” przegrali ze zwolennikami zdrowego społeczeństwa i dziarskiej segregacji. Odsiedział on zaledwie dwa lata, bo po Anschlussie uzyskał zwolnienie. Po wojnie zdążył jeszcze pozwać innego członka Koła Wiedeńskiego, Victora Krafta, za nazwanie go „paranoicznym psychopatą”.

Cały komentarz do przeczytania tutaj.

(komentarz został zresztą przez FB skasowany, a konto Dehnela — zawieszone)

15 myśli nt. „Cytat na dziś: Wykładowcy jak taternicy

  1. signum tempore… ja jednak wole mieć zwyczajnych w zachowaniu studentów, mam wrażenie wtedy, że nie marnuje czasu swojego i studentów…..i tak rozliczana jestem z publikacji, a nie z dydaktyki wiec do „specjalnych zadań” biorę najlepszych i ich preferuje wraz z ich normalnością :)

    • Student zwyczajny jest studentem mniej awanturującym się, to prawda. Wydaje mi się, że kwestie normalności i wybitności są ortogonalne. Miałem już przykre doświadczenia z „pokręconymi” studentami (chociaż nie można mówić o żadnej chorobie psychicznej), ale też i dobre.

      Natomiast jeśli chodzi o wykłady, to zdecydowanie wolę studentów zadających pytania (choćby głupie) od studentów zwyczajnych (zwyczajni nie zadają). Oczywiście, jeszcze lepiej, jak te pytania są celne. Bardzo lubię, jak ktoś zada mi jakieś pytanie, a ja mogę odpowiedzieć: to answer this excellent question, we move to the next slide…

  2. Głupie pytanie

    „Oczywiście, jeszcze lepiej, jak te pytania są celne. Bardzo lubię, jak ktoś zada mi jakieś pytanie, a ja mogę odpowiedzieć: to answer this excellent question, we move to the next slide…”

    Prowadzisz wykłady po angielsku i niemiecku, czy tylko ang? Jeśli ang i niem, to w którym jest hm, hm – przystępniej?

    • To nie tak. Kiedyś prowadziłem i po niemiecku (dla młodszych studentów), i po angielsku (dla studentów po BSc). Teraz tylko to drugie, i robię tylko jeden kurs rocznie, dla przyjemności (bo nie muszę już nauczać; w tym roku w ogóle podzieliłem się kursem z innym naukowcem, który pragnie zrobić habilitację). Ze studentami rozmawiam jak im wygodniej, mówię, że jeśli chcą, to mogą zadawać pytania po niemiecku.

    • Aha, a w ogóle to akurat w biologii najwygodniej robić wszystko po angielsku. Jako wykładowca, nie muszę przeplatać każdego zdania anglicyzmami; jako student, od razu dostajesz odpowiednie słownictwo i wstęp do lektury prac naukowych.

  3. Dziękuję za ten wpis – w ważnej sprawie, trafny i świetnie napisany. Cieszę się, że to, co poczytywałem za śmierć tego bloga może okazać się tylko śpiączką do wybudzenia :)

  4. I nawet już nie trzeba było zauważać wybryków dotyczących „ustaleń zmitologizowanej Rady Europy”. Moje szczere kondolencje dla studentów tego pana.

  5. Mój kolega, u którego kilka lat temu zdiagnozowano Aspergera, właśnie obronił doktorat z filozofii psychiatrii (http://samfellowes.com). Nie mam pojęcia, na czym miałby u niego polegać problem z rozumieniem akurat etyki – obaj uczymy zresztą etyki w ramach wstępu do filozofii – jestem natomiast w stanie dostrzec taki problem u prof. Nowaka.

    • Yep, jego artykuł byłby mniej etyczny chyba tylko wtedy, gdyby zamieścił jeszcze fotografię studenta z imieniem i nazwiskiem. Swoją drogą, jego studenci napisali tekst w obronie swojego mentora. W tym tekście też opisali czyjeś problemy zdrowotne (innego wykładowcę, tym razem) i też na tyle dokładnie, że z pewnością nie byłoby kłopotu, żeby go zidentyfikować. Można to znaleźć na facebookowej stronie „Filozofia w Białymstoku”.

      Studenci opisują, jak się tym wkładowcą opiekowali, dodając, że „zdaniem wielu, zdaliśmy egzamin z etyki”.

      • To jedno, ale chodziło mi też o pławienie się we własnej ignorancji (przecież prawie wszystko, co jest tam opisane jako problemy, które sprawia student z Aspergerem, nie ma kompletnie nic wspólnego z Aspergerem – a dalej jest tylko gorzej), co prowadzi do rozpowszechniania mocno krzywdzących uprzedzeń. Jak już się postuluje dyskryminację jakiejś grupy, to wypadałoby się czegoś o tej grupie dowiedzieć – zwłaszcza w zakresie cech, ze względu na które chce się dyskryminować – i to jest bardzo elementarna sprawa jeśli chodzi o uprawianie etyki. Ale prof. Nowak wydaje się jej nie chwytać.

        • Zgoda! Ten artykuł miał całe mnóstwo problemów, starczyłoby ich na wiele komentarzy. Stygmatyzacja osób z Aspergerem, o której piszesz, jest obrzydliwa i nieetyczna. Tyle że Nowak może powiedzieć „och, przywaliłem z tym Aspergerem, wcale mi nie chodziło o Aspergera, ot mi się tak napisało, skrót myślowy, prawda, przejęzyczenie takie; mówię o osobach niezrównoważonych psychicznie i przeszkadzających w lekcjach, nie obchodzi mnie, czy cierpią na zespół Aspergera czy jakiś inny”.

          Ale nawet wtedy jego artykuł byłby, w moim mniemaniu, nieetyczny, po pierwsze ze względu na odniesienie do istniejącej osoby, po drugie, bo nadal jest dyskryminujący i stygmatyzujący. Nie jestem etykiem, więc to jest oczywiście tylko moje odczucie, i chętnie bym się dowiedział, co na ten temat sądzi zawodowiec.

  6. Też bym się chętnie dowiedział! Sam nie jestem żadnym zawodowym etykiem, a już na pewno nie zajmuję się etyką prywatności. Mogę się tylko zgodzić, że zdecydowanie brzydko to pachnie, bo łatwo sobie wyobrazić szereg (co najmniej) nieprzyjemności, na które naraził tego studenta.
    Co do Aspergera, to Nowak może oczywiście powiedzieć „tak mi się chlapnęło, miałem na myśli coś innego” – ale to będzie właśnie nieetyczne. Bardzo jestem w ogóle ciekaw, kogo w takim razie mógł mieć na myśli – bo Asperger to jedyna jednostka diagnostyczna, jaką wymienia, poza tym są tylko „wariaci”, „obłąkani”, „niezrównoważeni”, „niepoczytalni” itp. Komu by chciał zakazać wstępu na wyższe uczelnie? Wszystkim, u których zdiagnozowano coś, co figuruje w rozdziale F ICD-10 albo w DSM-V? Wszystkim chorym na depresję, anoreksję, somnambulizm, agorafobię, kleptomanię, hipochondrię? Wszystkim ludziom z awersją seksualną? „Niestety nie wytłumaczymy Panu, co to jest Logos, bo nie kręcą Pana ładne cycki”?
    A może tylko tym, u których choroba psychiczna może prowadzić do zakłócania zajęć i których nie da się zdyscyplinować, ponieważ „ze względu na chorobę psychiczną zawsze może występować wyłączenie poczytalności”? Tylko która to choroba konkretnie i skąd to wiadomo? Ile było takich przypadków? Jaki procent chorych na chorobę x robi coś takiego? Co z pozostałą częścią, niech siedzą w domach?
    Nowak wyraźnie nie rozumie, co to jest niepoczytalność („Mama niepoczytalnego studenta właśnie przyniosła zaświadczenie o niepoczytalności syna”, aha). Gdyby poswięcił chwilę na sprawdzenie, to przekonałby się, jak absurdalna jest jego propozycja. Niepoczytalność to coś, co stwierdzają biegli sądowi, kiedy istnieje podejrzenie, że sprawca czynu zabronionego nie był w stanie rozpoznać znaczenia tego czynu i odpowiednio pokierować swoim postępowaniem w chwili jego popełniania. Nie ma czegoś takiego, jak stwierdzenie ogólnej niepoczytalności. Jedyna jednostka, która w każdym przypadku gwarantuje stwierdzenie niepoczytalności, to niepełnosprawność umysłowa (F70-79 w ICD-10) – ale osoby z niepełnosprawnością umysłową nie trafiają na studia, bo nie są w stanie zdać matury. Więc jak Nowak chce blokować wstęp na uczelnie „niepoczytalnym”, którzy mogą sprawiać problemy?
    I w końcu: każda tego rodzaju propozycja będzie w oczywisty sposób niekonstytucyjna i sprzeczna z szeregiem międzynarodowych umów (rozmawiałem właśnie na ten temat ze specjalistką). Jak Nowak chce to obejść?

    Krótko mówiąc: jestem ignorantem, nie mam bladego pojęcia ani o psychiatrii, ani o prawie, ale irytuje mnie jeden dziwny student i w ogóle nie lubię tych świrów, co mają kuku na muniu, więc opowiem się za „potrzebą ograniczonej dyskryminacji” na łamach ogólnopolskiego dziennika, a wynikłe z tego krzywdy mnie nie interesują. Kto tu ma problemy z elementarną etyką?

Dodaj komentarz