Przepraszam za zwłoke w odpowiedzi. I z góry przepraszam, że będzie straszny tl;dr.
Jeśli chodzi o klimat, to trzy rzeczy. W świetle badań naukowych nad klimatem nieuczciwe byłoby twierdzić, że nie wiemy, co powoduje zmiany klimatu. Podsumowanie IPCC — że prawdopodobieństwo, iż zmiany mają przyczyny naturalne jest mniejsze niż 0.05 (czyli 5%)– wydaje się właśnie uczciwym postawieniem sprawy — przy obecnym stanie badań. Nie wiem, o jakich faktach piszesz, ale było już wiele dyskusji na blogu doskonaleszare — warto przeczytać np. ten wpis (chętnie polecę też anglojęzyczną literaturę popularnonaukową albo prace badawcze).
Natomiast ja za dużą nieuczciwość — nie z Twojej strony, boć opierasz się na wtórnej informacji — uważam ciągłe innuendo, że naukowcom stwierdzającym wpływ człowieka na klimat chodzi tylko o pieniądze. W większości są to ludzie, którzy w swojej karierze zawodowej musieli płynąć pod prąd kierunku nadawanego przez lobby przemysłowe i wydobywcze. Jeszcze za administracji Busha zbyt entuzjastyczne prezentowanie wyników wskazujących na antropogenne podłoże zmian klimatu kończyło się obcięciem funduszy.
Z jednej strony masz gości, którzy zaczęli pokątnie badać klimat w czasach, gdy absolutnie nie było to modne i nikt nie chiał dawać na to pieniędzy, tworzyć nową naukę od podstaw, podsuwać pomysły idące wbrew interesom najbogatszych grup nacisku, jakie istnieją. Z drugiej — taką firmę jak Exxon otwarcie wspierającą finansowo działalność (propagandową i naukową) denialistów.
Ostatnio pojawiły się głosy, że badania nad ociepleniem klimatu to ciepłe 50 miliardów. Fajno, tylko że do tych „badań” wlicza się np. badania nad fuzją i rozwijanie „technologii alternatywnych”. Tymczasem rzeczywiste nakłady na naukę o klimacie w USA to raczej max dwa miliardy rocznie, a częściej półtora. Porządne finansowanie zaczęło się zresztą dopiero w latach osiemdziesiątych — kto dziś jest profesorem, najpewniej wybrał drogę kariery w czasach, kiedy fundusze były na poziomie jednej dziesiątej tego, co jest dzisiaj.
Ale nawet te dwa miliardy porównaj z 20 miliardami na HIV/AIDS, 13 miliardami (na świecie) na badanie raka (albo pięcioma miliardami budżetu National Cancer Institute), trzydziestoma miliardami budżetu National Institute of Health, dziewięcioma miliardami, które kosztował LHC i tak dalej. Nawet mój pracodawca ma budżet pod dwa miliardy.
No i porównaj też z przychodami / zyskami firm wydobywczych: Exxona — przychód 500 miliardów dolarów rocznie, zysk netto 50 miliardów. BP: 300 miliardów, netto 20 miliardów. Gazprom — 100 miliardów, zysk netto 20 miliardów. I powiedz mi, tak szczerze: cui bono? Komu może zależeć na takim, czy innym wyniku badań, kto może na raporcie IPCC zyskać, a kto stracić, i kto ma więcej kasy na propagandę? Dlatego sugerowanie — przez te firmy — merkantylnej chęci zysku naukowcom, którzy przez większość swojej kariery musieli walczyć z przemysłowym lobbingiem wydaje mi się skurwysyństwem pierwszej wody.
Trzecia sprawa: ja też pamiętam trzaskający mróz zim z końca lat 70 i początku 80; sytuacji nie poprawiały „tymczasowe braki zaopatrzenia”, Relaxy i marnej jakości kurtki. Ale nie wydaje mi się, żeby było to świadectwem globalnych trendów. Jeśli Twoja firma zbankrutuje albo Ty dostaniesz podwyżkę, to nie świadczy to jeszcze o 0.5% wzroście koniunktury na rynku, prawda? Dopiero porównanie większości firm i większości zarabiających może dostarczyć nam pełniejszej informacji. Od początku stulecia średnie temperatury wzrosły o jakieś pół do półtora stopnia; chociaż ma to na wyraziste skutki, to jednak nie jest różnicą, którą dostrzeżesz na termometrze za oknem.
Podsumowując wątek klimatyczny, zdanie, które wyczytałem we wstępniaku w Nature (dotyczącym badań nad klimatem):
Perhaps the most important lesson is that researchers must be frank about their uncertainties and gaps in understanding — but without conveying the message that nothing is known or knowable.
Teraz drugi temat, szczepionki. Muszę się powtórzyć: straszyli nie WHO i naukowcy (podawałem cytaty), tylko prasa brukowa. Więc proszę nie imputować teorii spiskowych specjalistom ani nie deprecjonować ich metodologii. To, że głównym celem Big Pharma jest Big Income jest oczywiste, ale nie przekreśla to zagrożenia, jakim dla rosnącej ludzkiej populacji jest wirus grypy. Moim zdaniem WHO postąpiła słusznie ogłaszając pandemię (bo pandemia była: pisałem, że pandemia to nie stopniowanie słowa „epidemia”), i słusznie też uznała, że ryzyko nie jest wielkie. A orgia ekstremistycznych doniesień z obu stron, która się pojawiła w prasie i w blogosferze, to zasługa m.in. tych, którzy zasłyszane albo przeczytane w prasie brukowej wieści powielają nie próbując ich nawet pobieżnie zweryfikować (ani nawet sprawdzić, co oznacza w epidemiologii słowo „pandemia”).
Co do koncernów Big Pharma, jak już pisałem — oczywistym jest, że Big Pharma chcą Big Income, i że trzeba patrzyć im na ręce. Więcej: trzeba też samemu rozwijać taki przemysł i naukę — chociażby żeby wychować specjalistów mogących ocenić, co jest bulszit, a co nie (jakie w Polsce są nakłady na badania nad szczepionkami?).
Jeśli chodzi o szczepionkę na H1N1 — ja się zaszczepiłem, nie dlatego, że bałem się że umrę, ale dlatego, że uznałem, że jeśli epidemia silniej się rozszerzy (np. jak sezonówka), to nie chce mi się tych paru dni przechorowywać (a szczepionkę miałem za darmo). Wtedy już od dawna wiedziano, że o ile H1N1 nie zmutuje, to mimo swoich specyficznych właściwości jest dość łagodną chorobą (choć różną i nierzadko ostrzejszą od zwykłej grypy).
Co do „łapówek” i „potężnej kasy” — no bez jaj, po osiem euro za dawkę ile by kosztowało wykupienie przez państwo miliona szczepionek dla grup ryzyka? Przypomnę: budżet samego Sejmu to jakieś 300 mln złotych rocznie, budżet min. zdrowia Ja się najbardziej obawiałem, że łagodna (nawet) grypa, która jednak wysyła do łóżka ludzi młodych i silnych może się rozprzestrzenić, i nagle się okaże, że w szpitalach (którym w Polsce i tak brakuje personelu) jest 10% pielęgniarek.
W to, co koncernom ponoć proponowano, a co nie, to bez rządowych źródeł nie uwierzę. W szczególności nie uwierzę w to, że lekarstwo, które min. zdrowia uznała za zbyt niebezpieczne dla zastosowania w grupach ryzyka miałoby zostać dopuszczone do dowolnej sprzedaży w aptekach. Tak że bardzo proszę o źródło do Twojej wypowiedzi zaczynającej się od słów „koncernom proponowano”. Źródło z gov.pl, a nie z wp.pl, proszę.
To samo dotyczy „przejmowania odpowiedzialności”. Myślisz, że jeśli dziecko Ci zachoruje na syndrom Reya po podaniu aspiryny, to Bayer za to odpowie? Mimo, iż „przejmuje odpowiedzialność”? Nope. Odpowie, jeśli w pudełku zamiast aspiryny będzie cyjanek, albo jeśli okaże się, że chowali pod dywan informacje o tym, że aspiryna wywołuje raka. Wiesz, nie jestem prawnikiem, ale całe to gadanie o „przejmowaniu odpowiedzialności” wydaje mi się jakąś ściemą. Przecież na ulotce są podane możliwe objawy uboczne — jeśli wystąpią, ale firma o nich informowała, to może nam pokazać gdzie się zgina dziób pingwina. Co konkretnie ma oznaczać to przejęcie odpowiedzialności — w stosunku do tego przejęcia odpowiedzialności, które działa w przypadku zwykłych leków?
Faktem jest, że szczepiąc się na H1N1 dostałem ulotkę informującą o możliwych skutkach ubocznych (nic niezwykłego), i musiałem podpisać, że (a) przeczytałem ulotkę (b) wiedziałem o tym, że mogę zadawać lekarzowi pytania (zadawałem!) oraz wypełnić ankietę („czy występowały wcześniej reakcje alergiczne na szczepionki?”). Nb żadnych skutków ubocznych nie miałem — poza bólem w miejscu szczepienia (jakby mi ktoś dał kuksańca), który ustąpił następnego dnia. Ulotka jednak nie była autorstwa Big Pharma, lecz jednego z urzędów zajmujących się ochroną konsumenta.
z.
P.S. Fajnie byłoby albo mieć opcję edycji komentarzy, albo „preview”. No i fajnie by było, jakby komentarze ukazywały się od razu — wykasować je później zawsze możesz (ja tak robię, zresztą, przez całą historię mojego bloga wykasowałem chyba tylko trzy komentarze, z czego jeden spam, a dwa niechcący na samym początku istnienia).
Mam wrażenie, że odebrałeś to co napisałem jako atak na wszystkich naukowców i badaczy, a to jednak ani nie była moja intencja, ani tego nie napisałem.
To tytułem wstępu. Co do kwestii zmagania się naukowców z koncernami… mam wrażenie, że niezupełnie mnie zrozumiałeś. Albo może ja czegoś nie zrozumiałem w Twojej odpowiedzi. Chodzi o powiązania polityczno-biznesowe (jak zazwyczaj), ale działające nieco inaczej. Nie wiem czy zauważyłeś (bo chyba mieszkasz na Zachodzie, tak?), ale w Polsce, w większości sklepów przestano dawać normalne reklamówki. Zastąpiono je płatnymi reklamówkami, na których stoi napisane, że „chronią środowisko”. Pomijając kwestię tego jak reklamówka może chronić środowisko, chciałem zwrócić uwagę na to, że zaśmiecają one dokładnie tak samo jak poprzednie i nikt nie zadaje sobie trudu by zapewnić jakieś ich specjalne składowanie i przetwarzanie. Ale są płatne i to, jak na zwykłą torebkę, niemało. Po prostu ktoś zrobił świetny deal wykorzystując hasełka „obrońców środowiska” i tyle. Te reklamówki „ochronne” są małym pikusiem przy kasie robionej na sprzedaży praw do emisji CO2. W Polsce już od stycznia podrożał prąd. Zgadnij z jakiego powodu. Jest rzeczą oczywistą dla każdego człowieka choć trochę rozumiejącego ekonomię, że to nie żadne koncerny cokolwiek płacą, nie państwa, a szarzy obywatele. Jeśli rząd, by oczywiście chronić środowisko, wprowadza dodatkowe podatki na samochody ciężarowe, to nie płacą właściciele firm przewozowych tylko konsumenci – ostatni w łańcuchu płaci. Ale ludzie pewnych prostych rzeczy nie dostrzegają, a propaganda istnieje po to, by patrzyli na coś, a widzieli coś zupełnie innego.
Firma opłacająca jakieś badania zawsze będzie podejrzewana o przekręty. Ale jeśli firma dogada się z państwem i to państwo zleci badania, to już tak źle wyglądać nie będzie, prawda? Zwłaszcza dla ludzi wierzących w państwo. Zwłaszcza w „demokratyczne państwo prawa”. A takich… dobrodusznych naiwniaków jest naprawdę sporo na świecie. Ogromny koncern stać na opłacenie niekoniecznie większości sejmowej, ale np. wszystkich członków jakiejś komisji, którzy rekomendują daną ustawę parlamentowi i przeforsowanie ustaw wygodnych dla koncernu, ale niekoniecznie dobrych dla obywateli. Masz proste przykłady z naszego polskiego podwórka – daleko nie szukając afera Orlenu, PZU, hazardowa, Rywina, a w latach 90-tych było jeszcze wiele innych. We wszystkich umoczeni byli politycy i biznesmeni. Znamienne jest to, że sitwa, pomimo pozornych wojenek, trzyma się jednak razem i grubych ryb nigdy się nie skazuje – jak to w mafii bywa. Piszę o tym wszystkim nie bez powodu – wiadomo, że ONZ, w którym zasiadają reprezentanci państw (nie krajów) jest pod wieloma względami organizacją zwyczajnie niepotrzebną, nieskuteczną i zbiurokratyzowaną (czyli kasożerną). Kaczmarski pięknie zaśpiewał: „Bo nie o to chodzi kto komu gdzie szkodzi, lecz o to po ile dolary”. Jeśli dla Ciebie coś jest wiarygodne czy godne zaufania tylko dlatego, że sygnowane jest przez rząd czy ONZ, to muszę Cię rozczarować i zasmucić – nie jest ani wiarygodne, ani godne zaufania. Dlatego dla mnie naukowcy pracujący dla rządu czy ONZ wcale nie muszą być wiarygodni i niezależni. Mogą po prostu realizować coś nieoficjalnego kanałami oficjalnymi. I żeby była jasność – nigdy nie twierdziłem, że wszyscy naukowcy są źli i niedobrzy i chcą robić na lewo kasę. Jest cała masa uczciwych ludzi w różnych branżach. Problem w tym, że jeśli ich badania nie pasują do wytycznych danego etapu (że tak to ładnie po leninowsku ujmę) to niekoniecznie mogą mieć możliwość ogłoszenia tego światu na tym samym poziomie jak badania wpisujące się w te wytyczne.
Badania nad rakiem czy HIV są prowadzone przez wiele lat. Jakie mamy skutki? No póki co chyba leku na te choroby nie wynaleziono. Na SM i inne groźne choroby też, niestety, nie ma. Ale wiesz, czasem sobie myślę, czy – jeśli dostajesz kasę na jakieś badania (naprawdę dużą kasę, a np. z każdym rokiem większą) – to czy opłaca się je zakończyć? To jest kwestia moralności i uczciwości. Wierzysz w to, że naukowcy, jako pewna elitarna grupa, są moralnie pełnosprawni i prawdziwie uczciwi? Bo ja mam jednak co do tego poważne wątpliwości. Gdyby bowiem sama przynależność kastowa o tym decydowała, to moglibyśmy ufać, że ludzie ci są w porządku i nie czerpią z tego jedynie zysków czy sławy. Ale pozostaje wciąż kwestia ludzkiej omylności. Ogólnie rzecz ujmując – jestem bardzo ostrożny jeśli chodzi o zawierzanie badaniom i rozmaitym teoriom naukowym. Nie dlatego, że jestem nieufny wobec ludzi. Po prostu mam świadomość, że pod pewnymi względami – a) nauka raczkuje, b) nauka błądzi, c) nauka trzymana jest na pieniężnej smyczy, d) zdarzają się niestety naukowcy niekoniecznie mający uczciwe zamiary.
Zauważ też, że w przeszłości mnóstwo wynalazków nie powstawało na państwowe czy firmowe zamówienie. No, ale teraz chyba musi…
A co do grypy – chyba słowa minister zdrowia nie podpadają pod prasę brukową?
http://www.dailymotion.pl/video/xb16cq_kropka-nad-i-ewa-kopacz-3112009-cz1_news
http://www.dailymotion.pl/video/xb169t_kropka-nad-i-ewa-kopacz-3112009-cz2_news
To, że kpię z niusów na WP nie znaczy, że żyję tylko tym.
Pozdrawiam.
P.S. Nie usuwam komentarzy. Jeśli coś się nie dodaje to albo z winy wordpress, albo antyspamu. Wywaliłbym komentarze stricte obraźliwe i wulgarne. Takich, w których ktoś się ze mną po prostu nie zgadza nie mam powodu usuwać – czasem warto spojrzeć na rzecz z innej perspektywy i się np. czegoś nauczyć.