Co z tym biokompostem, tak w skrócie

Mijają prawie dwa lata jak przestałem tu pisać. Przestałem, bo nie dawałem sobie rady: biokompost i facebook przestały być przyjemnością, a stały się kolejnymi obowiązkami i źródłem wyrzutów sumienia. W pewnym momencie przerosło mnie to wszystko.

Chciałbym znowu wrócić do sporadycznego pisania na biokompost, jest tyle ciekawych tematów, tyle rzeczy się dzieje!

Kiedy mnie tu nie było, napisałem z Januarym Weinerem książkę o powstaniu życia. Książkę wydaje Copernicus Center Press i ukaże się w połowie marca. Puszczę tu pewnie w najbliższych dniach jakiś fragment. Książek o powstaniu życia jest mnóstwo, temat jest nośny i ciekawy, ale tylko jedna z nich ma obszerny cytat ze Stanisława Lema i ilustracje Kazimierza Wiśniaka – jak ta poniżej (nie będzie konkursu, co przedstawia! wystarczy popatrzeć na lewoskrętną łopatkę).

Tak że ten.

44 myśli nt. „Co z tym biokompostem, tak w skrócie

  1. Ha, warto trzymać stare wpisy w czytniku RSS! Czekam niecierpliwie na wpis i na książkę. Mam nadzieję, że w ebooku też będą ilustracje.

  2. myślę że wszyscy wysłuchamy naukowego wytłumaczenia skuteczności (inaczej) szczepionek oraz nagłej przerwy w zaraźliwości od 24II

    • Jeśli ktokolwiek w 2023 roku ma jakiekolwiek wątpliwości co do skuteczności i bezpieczeństwa szczepionek, to absolutnie nic, co mógłbym napisać go nie przekona. Jedyne, co mogę komuś takiemu polecić, to powrót do swojej bańki.

      • ja nie proszę pana o przekonywanie – ja proszę o dane i CYFRY (np odczynów poszczepiennych – tylko oczywiście w krajach które prowadzą takie statystyki) . Inaczej potwierdzi pan tylko słuszność tezy zawartej w tytule pana bloga – tyle że ta „nauka” już się zmieniła (vide Fauchi i reszta)

        • Mam niejasne wrażenie, że albo słyszałeś coś wyjętego z kontekstu, albo coś przekręciłeś. Najprawdopodobniej straciłem kontakt z ostatnimi spiskowymi teoriami, bo ostatnio przestałem czytać Facebooka, i w związku z tym nie wiem, do którego modnego fejk niusa pijesz. Z moich lektur naukowych nie wynika nic, co by pasowało do Twojego tonu.

          1. Od podawania danych są inne źródła. Biokompost jest od popularyzacji nauki. Serdecznie polecam googla. Jak już znajdziesz jakąś naukową pracę, to bardzo chętnie mogę o tym porozmawiać, wytłumaczyć, pokłócić się itp.

          2. Nie wiem, kto to jest Fauchi, ale podejrzewam, że przekręciłeś nazwisko Anthony’ego Fauci’ego. Ale pojęcia nie mam, dlaczego mógłbyś powoływać się na Fauci’ego w tym kontekście. Swoją drogą, jest świetny [wywiad](https://www.nytimes.com/interactive/2023/04/24/magazine/dr-fauci-pandemic.html) z Faucim w New York Timesie, bardzo polecam. Między innymi mowa jest o tym, jak wiele ofiar przyniosłaby pandemia gdyby nie szczepienia.

          3. Nie mam pojęcia, co masz na myśli mówiąc, że „nauka się zmieniła”. Nauka zmienia się cały czas, to banał, ale w tym kontekście nie wiem, o co konkretnie Ci chodzi. W przypadku Sars-Cov-2 jest przecież tego całe mnóstwo. Dawno nie było tylu prac naukowych dotyczących jednej choroby zakaźnej w tak krótkim czasie. Znów, polecam powyższy wywiad – tam jest bardzo wiele o tym, czego dwa lata temu nie wiedzieliśmy, co wiedzieliśmy, a co mogliśmy zrobić lepiej.

  3. „napisałem z Januarym Weinerem książkę”

    To musi być fajnie mieć tak uprzywilejowane pochodzenie.
    [wulgarny komentarz usunięty – JW]

    • Dobrze, a teraz na serio: tak, fajnie jest być uprzywilejowanym, nie przeczę. Zawsze miałem z kim pogadać, najpierw o swoich studiach, potem o swojej pracy. Doceniam to szczęście, i wiem, jakie to rzadkie.

  4. Cenzurowanie komentarzy na blogasku nie zmieni pogardzania żałosnymi kolesiami którzy nie potrafią mieć osiągnięć poza dziedziną gdzie można korzystać z uprzywilejowania.
    Większość Polaków ma przynajmniej wyższy poziom osiągnięć edukacyjnych niż rodzice.

    • No i git, cieszę się bardzo sukcesami innych, migracja pionowa to jest podstawa egalitarnego społeczeństwa. Nie wiem co prawda, jak mógłbym nie korzystać z tego uprzywilejowania, które otrzymałem (as in, dom pełen książek), ale co otrzymałem, staram się podawać dalej.

      Dziękuję, że powstrzymałeś się od bluzgów. Generalnie tu na blogu nie mam problemu z rzuceniem tym czy innym słowem, ale puszczanie wiąch przez przypadkowe anonimy nie jest mile widziane.

      • Ano właśnie. Niestety, sporo szkodnikow siedzi na gałęzi na którą wsadzili uprzywilejowani rodzice, zamiast się zmigrować.

        Jakbyś sukcesy zawdzięczał kreatywności a nie uprzywilejowaniu to byś wpadł na pomysł że wystarczałoby zająć się dziedziną gdzie dom pełen książek nic nie daje. W rodzaju pakowania ryb.

        Żebyś się nie cieszył brakiem wulgaryzmów, to wypierdol się waserwagą.

        Jeśli zaś zastanawiasz się czemu nie zajmę się czymś pożyteczniejszym to właśnie przez takich ja Ty którzy generują mi frustrację poprzez zajmowanie miejsca pracowitym i kreatywnym ludziom z niższych warstw społecznych.

        • „Jakbyś sukcesy zawdzięczał kreatywności a nie uprzywilejowaniu”

          Ale w sensie jakie konkretnie sukcesy zawdzięczam uprzywilejowaniu? Piszesz to pod notką o naszej książce, ale napisanie i wydanie książki to naprawdę nisko postawiona poprzeczka, żaden sukces. Sukcesy… powiem tak. W przeciwieństwie do Ciebie, nie jestem anonimem. Kto chce, może sprawdzić co mam, a czego nie mam na swoim koncie.

          „byś wpadł na pomysł że wystarczałoby zająć się dziedziną gdzie dom pełen książek nic nie daje. W rodzaju pakowania ryb.”

          Odpowiem cytatem: „Getting an education was a bit like a communicable sexual disease. It made you unsuitable for a lot of jobs and then you had the urge to pass it on.” (konkursu nie będzie). Oczywiście, że mam problem ze swoim uprzywilejowaniem – dlatego Ci odpowiadam – i przez całe życie muszę sobie pewne rzeczy udawadniać (np. wyjechać w miejsce, gdzie nikt nie będzie myślał, że pracę dostałem za nazwisko, bo nikt tego nazwiska nie kojarzy). Ale innej drogi niż nauka nigdy dla siebie nie widziałem. Ich stehe hier, ich kann nicht anders.

          „Jeśli zaś zastanawiasz się czemu nie zajmę się czymś pożyteczniejszym to właśnie przez takich ja Ty którzy generują mi frustrację poprzez zajmowanie miejsca pracowitym i kreatywnym ludziom z niższych warstw społecznych.”

          Przykro mi bardzo, ale że jakie konkretnie miejsce Ci zajmuję? Od lat mieszkam w miejscu, gdzie moje uprzywilejowanie może się schować.

          „Żebyś się nie cieszył brakiem wulgaryzmów, to wypierdol się waserwagą.”

          Och stary, weź sobie idź stąd w jakieś miejsce gdzie kogoś to bawi. Ja z bloga nikogo jeszcze nigdy nie wyrzuciłem, ale czasami uprzejmie sugeruję, że są inne, ciekawsze miejsca. I to jest ten moment. Jestem pewien, że znajdziesz sobie miejsce, gdzie błyskotliwy komentarz „wypierdol się waserwagą” dostanie mnóstwo uśmieszków. Idź, poszukaj go.

        • No widzisz, Ty nie widziałeś bo jesteś uprzywilejowany.
          Ale to nie jest problem, wystarczy że mnie posłuchasz – i zajmiesz się pakowaniem ryb.

        • BTW, stwierdzenie wypierdol się waserwagą nie miało być zabawne, nie miało generować uśmieszków – miało Ciebie NIE_BAWIĆ. Cieszę się że działa. Poprawiasz mi humor zaiste – i zaprawdę nie znam miejsca gdzie zostałoby uznane za błyskotliwe.
          Aczkolwiek w Twoich słowach czuć wyższościową pogardę.
          Hmm, czy meslem w anus jest wulgarne?

        • Oh, zachowałem się naprawdę niegrzecznie, nie udzielając odpowiedzi na pytanie.

          „Ale w sensie jakie konkretnie sukcesy zawdzięczam uprzywilejowaniu? Piszesz to pod notką o naszej książce, ale napisanie i wydanie książki to naprawdę nisko postawiona poprzeczka, żaden sukces. ”

          No rzecz w tym że absolutnie żadnych nie posiadasz poza dziedziną w której jesteś uprzywilejowany.
          I nie opowiadaj bajek o przeprowadzkach (hehe, czystym przypadkiem w kierunku jeszcze wyższego GDP per capita).
          Uprzywilejowanie to nie tylko rozpoznawalność nazwiska, przecież doskonale o tym wiemy – oboje.

        • Oczywiście, możesz uzupełnić uprzywilejowanie przemocą… i zabanować mnie tak jak mnie WO zabanował. Jak mnie zaczęła wkurwiać nachalna promocja synalka tego znanego tłumacza…

    • P.S. Bywalcy na blogu wiedzą, że w ten sposób naprawdę trudno mnie wyprowadzić z równowagi ;-) Ale zawsze jestem wdzięczny za merytoryczne uwagi do tego, co piszę, nawet od anonimów.

      • Oczywista oczywistość. Trudno żeby było inaczej bo jakbyś miał w tym zakresie chociażby minimum godności, to nie żyłbyś w tak żałosny sposób.
        To nie jest problem, bo mi wystarczy krótkie rozładowanie moich frustracji.

        • A proszę bardzo, nie ma za co! Jak już pozbędziesz się frustracji, wpadnij kiedyś pogadać o nauce.

  5. W ostatnich latach od nauki bardziej zaczęła mnie interesować rewolucja. Będziesz w drugim szeregu, zaraz po kulczykach.

    • Bo nie zostałem dyrektorem Maxa Plancka, czy jak? Jak bym został celebrytą naukowy, w rodzaju Dana Ariely’ego to bym nie stał w tym drugim szeregu? Czego Ty właściwie ode mnie chcesz? Idź już sobie stąd, wróć jak nadejdzie rewolucja.

      • No nie, koleś nie ogarnia :D
        Podrzucę wskazówki lekturowe-filmowe, Jacek Dukaj, „Crux”,
        „Citizen Smith” 1977

        Czego chcę, zajmij się pakowaniem ryb albo roznoszeniem przesyłek. Wali mnie co dokładnie.

        Nie po to tu przyszedłem żebyś miał dobrze.

        • „Podrzucę wskazówki lekturowe-filmowe,”

          nah, albo napisz, o co Ci chodzi, albo nie pisz, mnie za równo, ale nie będę się bawił w zagadki.

          „Wali mnie co dokładnie.”

          No to znakomicie, to ja będę dalej robił co umiem. Nb gdybym zaczął pakować ryby, to efekt byłby tylko taki, że u mnie w pracy byłyby trzy wakaty zamiast dwóch. (inna sprawa, że o swojej pracy często myślę jak o pakowaniu ryb – ot, serwisowanie cudzych projektów, daje mi to miłe poczucie że robię coś pożytecznego, ale jest mało popisowe dla anonimów z internetsów).

          „Oczywiście, możesz uzupełnić uprzywilejowanie przemocą… i zabanować mnie tak jak mnie WO zabanował. ”

          LOL, biedactwo, zabanowali je na blogu PSZEMOC!!!ONE (mnie WO banował i wsadzał do KF jak Ty na chleb mówiłeś bep itp. A za co? Poza fantazjami o wsadzaniu przedmiotów w anus? Nie żebym przypadkiem chciał uprawiać kink shaming, you do you.)

          Ale nie, ja tu (poza ewidentnymi spammerami) nigdy jeszcze nikogo nie zabanowałem. A kiedyś nawet tu Astromarię bawiłem (są takie rzeczy, oczywiście, za które będzie natychmiastowy ban, ale nie mają nic wspólnego z tą rozmową).

          „Poprawiasz mi humor zaiste ”

          No i bardzo dobrze, od tego jest biokompost.

          „Aczkolwiek w Twoich słowach czuć wyższościową pogardę.”

          Yep, trafnie odebrałeś, niestety taki mam stosunek do anonimów w internetsach którzy przychodzą, niczego własnego nie wnoszą i zaczynają od bluzgów, a na dodatek nie potrafią składnie wyjaśnić, o co im chodzi.

          „Jak mnie zaczęła wkurwiać nachalna promocja synalka tego znanego tłumacza…”

          Huh, coś mnie ominęło? O kim mowa?

          A tak żeby wnieść trochę może czegoś ciekawszego do rozmowy, podrzucę dwa punkty: (i) jak Ty sobie właściwie w konkretach wyobrażasz moje uprzywilejowanie? Że na czym ono polega? Z ciekawości pytam, nie zamierzam dyskutować (ii) tak zupełnie już serio serio, mnie ta rozmowa o tyle nie strzyka, że od lat pracuję z osobami, które naprawdę miały przechlapane w życiu, i doznały biedy, jakiej nikt w naszych krajach nie zna. I te nasze spory tutaj, cóż – z tamtej perspektywy widać dwóch uprzywilejowanych białych facetów, którzy się kłócą o fintifluszki. Tak że wybacz mi, jeśli Twoich bluzgów i gróźb nie traktuję z należytą powagą.

        • Osoba którą WO wrzucał do KFa powinna rozpoznawać:
          „That’s it mate. Come the revolution, you’ll be first against the wall bop-bop-bop!”

          „No to znakomicie, to ja będę dalej robił co umiem.”

          Szkoda że nie umiesz nic czego nie wyssałeś z soków ojca.

  6. Kojarzysz PWCa od lat :P

    Ale poprawka, WO chyba mnie nie zabanował, sam sobie poszedłem jak zaczął usuwać moje komcie wyśmiewające nachalną promocję.

    Sam napisałeś: „dom pełen książek” i „Zawsze miałem z kim pogadać, najpierw o swoich studiach, potem o swojej pracy. ”

    Z całą pewnością można znaleźć na tej planecie parę dwóch ludzi którzy mają większą różnicę uprzywilejowania.
    Ale wyskakiwania z argumentem klasy że chłop pańszczyzniany to miał w sumie całkiem dobrze, bo czarny niewolnik na plantacji to miał jeszcze być może bardziej przechlapane to się nie spodziewałem. Nawet po Twoim żałosnym podmiocie.

    Tak, wiem że uprzywilejowane osoby – takie jak Ty czy WO – miały dostęp do Usenetu wcześniej ode mnie.
    Oczywiście, nędzne jest przechwalanie się tą przewagą.
    Chyba że traktujesz to jako sposób na dziaderskie pogardzanie młodszym. Ale tak się składa że urodziliśmy się w tej samej dekadzie.

    Jako że się odnosisz do mojej pseudoanonimowości regularnie, mogę się zdeanomizować i napisać do Ciebie, powiedzmy na Facebooku. Ale zastanów się do dobrze czy tego chcesz.

  7. W sumie to zastanowiłem się nad swoją fiksacją analną. To mi wygląda na reakcję organizmu na dekady oczekiwania na lizanie dupy ze strony uprzywilejowanych.
    Ale myślę że wsadzanie łoma w przełyk będzie równie satysfakcjonujące. Jak już wolisz od przodu.

  8. Chociaż w KryPolu ciekawie piszą ostatnio:
    „Interakcja analna ma zatem charakter akcji politycznej. Chodzi w niej o penetrację obszarów zakazanych przez ustrój. Przy czym zakaz wynika z reżimowej obawy, że penetracja może zagrozić ustrojowi. Swobodne eksplorowanie możliwości zakodowanych w obszarach represjonowanych – mogłoby skutkować osłabieniem, a nawet obaleniem dominującego reżimu. Nie tylko seksualnego, również poznawczego, estetycznego i politycznego.”

    Daily dawno stwierdził że przemoc przynajmniej daje satysfakcję, intelektualne pieprzenie – nie bardzo.

      • Słuchaj, powiem szczerze, że trochę się pogubiłem. PWC jest tym synem, czy też on ma syna tłumacza??? Sorry jeśli nie jestem na bieżąco. Domyślam się, że chodzi o polską fantastykę, nawet wyguglałem jakiegoś Cholewę, ale nie pamiętam już nawet, kiedy ostatnio próbowałem polską fantastykę czytać (ale pamiętam, że było to smutne doświadczenie). Jeśli możesz coś polecić, to będę wdzięczny.

        „Ale wyskakiwania z argumentem klasy że chłop pańszczyzniany to miał w sumie całkiem dobrze, bo czarny niewolnik na plantacji to miał jeszcze być może bardziej przechlapane to się nie spodziewałem.”

        Rozumiem, że to Ty jesteś tym kreatywnym chłopem pańszczyźnianym? Znaj proporcje, mociumpanie. Oczywiście nie mam pojęcia kim jesteś, mogę więc conajwyżej dokonywać przewidywań na podstawie tego, że jesteś oczytany, masz dostęp do internetu i czas na głupie dyskusje, co ja tam wiem, ale sorry, taki już jest los anonima w internetsach, sam go sobie wybrałeś, Ty wiesz o mnie wszystko, ja o Tobie nic, więc z natury rzeczy dyskutuję z pewnym swoim wyobrażeniem na Twój temat.

        Oczywiście nie mówię o czarnych niewolnikach na plantacjach. Ani że masz siedzieć cicho, bo inni mają gorzej. Przepraszam, jeśli wyrażam się nie dość zrozumiale.

        Mówię o tym, że Ty też jesteś uprzywilejowany, i nie dostrzegasz tych, wobec których jesteś uprzywilejowany. Że kiedy nadejdzie prawdziwa rewolucja, będziemy stać w tym samym rzędzie, obok siebie. Tyle, że nie drugim, bo między Bezosem i nami jest jeszcze sporo miejsca. A jeżeli myślisz, że to Ty będziesz tę rewolucję robił, to jesteś bardziej niebieskooki niż myślałem.

        Może opowiesz trochę więcej o sobie? Dlaczego uważasz, że Ty *nie* jesteś uprzywilejowany? Uprzywilejowanie przecież to nie tylko dom pełen książek. Dlaczego jesteś sfrustrowany? Czego próbowałeś, co Ci się udało, a co nie?

        Uprzywilejowanie jest względne. Kiedy byłem w szkole, myślałem, że uprzywilejowani są ci wokół mnie, bo mieli kasę, koneksje, własny pokój, Coca-colę, wideo z Rambo, ciotkę z warzywniakiem i wujka w RFN. Tylko takich widziałem. A ja miałem te swoje książki i kochającą rodzinę i wpierdol w drodze do domu. Nie widziałem wtedy tych, którzy nie mieli tych książek i rodziny. Potem było jeszcze fajniej: wokół mnie byli ludzie, którzy nie dość, że mieli te wszystkie rzeczy, to jeszcze mieli talent, książki i dom. A ja – książki, dom, wpierdol. Dopiero na studiach wszystko mi się zmieniło i powoli zaczęły do mnie docierać inne rzeczy (może dlatego, że już nie było tak łatwo spuścić mi wpierdol).

        Teraz też widzę wokół siebie ludzi, którzy nie dosyć, że mieli edukację lepszą ode mnie, i więcej talentu, mieli *on top of it* kasę, koneksje, czas, stypendium w Oxford i – wisienka na torcie – „von” przed nazwiskiem. (Sprawdź kto to jest Nick Rajewsky.) A z drugiej strony, też widzę szkodliwe dla nauki miernoty, którzy „zamiast mnie” dostają profesury i granty, cwaniactwem, oszustwem i koneksjami. Czy choćby innych, którzy swoją pracę robią na odwal się, pierdząc w stołek od dziewiątej trzydzieści do piętnastej czterdzieści pięć, a zarabiają lepiej. Ale naiwnie wmawiam sobie, że nauczyłem się też mimo wszystko pamiętać o swoim uprzywilejowaniu.

        Tak że wybacz mi, ale zleję ciepłym żółtym Twoje sugestie o pakowaniu ryb, bo tu gdzie jestem, robię to, co umiem i robię to dobrze. A jak jesteś taki zdolny i kreatywny i wogle, to pracowitych bioinformatyków/statystyczek wszędzie brakuje, u nas też. Nie żeby w moim pakowaniu ryb tutaj kreatywność była najważniejsza, bo my tu prochu nie wymyślamy, tylko obsługujemy badania kliniczne i diagnostykę. Tyle że sądząc po Twoich frazesach o kreatywności, podejrzewam, nie o takie naukowe wyrobnictwo Ci chodzi.

        Naprawdę kreatywne jednostki raczej trafiają do laboratorium Rajewsky’ego, bo to stamtąd wiedzie droga na górę, do Nature, do grantów i do profesur i do stanowisk, nie będą przecież tyrać na tymczasowych pozycjach po to, żeby to inni zbierali laury.

        „Chyba że traktujesz to jako sposób na dziaderskie pogardzanie młodszym.”

        Z nas dwóch, to nie ja jestem tym, który wyraża pogardę w co drugim zdaniu, więc teges, daruj sobie takie teksty.

        „To mi wygląda na reakcję organizmu na dekady oczekiwania na lizanie dupy ze strony uprzywilejowanych.”

        Zaczyna mi wyglądać na to, że masz niezrealizowane fantazje BDSM. To niezdrowe (nie BDSM jest niezdrowe, tylko brak możliwości realizowania fantazji).

        Ale pomijając seks i przemoc, to serio dla Ciebie szczytem marzeń jest, żeby docenił Cię ktoś „ważny”? Nie miałem nigdy łoma w dupie, ale akurat to, co sądzi o mnie jakiś buc na wysokim stanowisku siedzi tam bardzo głęboko (może dlatego nigdy nie udało mi się mieć dobrych koneksji). Jak widać na załączonym obrazku, bardziej mnie interesuje Twoje zdanie niż zdanie jakiegoś X czy Y, a to już wiele znaczy.

        „Szkoda że nie umiesz nic czego nie wyssałeś z soków ojca.”

        Najs, czyli jednak nie wiesz / nie rozumiesz, czym się zajmuję zarobkowo :->

        • BTW, Michał Cholewa to syn znanego tłumacza Pratchetta – Piotra W. Cholewy. Trochę mnie wkurza ogólnie, ale jak już PWC nie może się powstrzymać przed polecaniem jego książek, to już traktuje jako przegięcie.
          W efekcie nie czytałem, ale podobno niezła militarystyczna fantastyka.
          Ale z balistyki wolę Baniewicza, fajnie piszę – i też miał mocno pod górkę. W jednej z jego książek bardzo widać że nie miał zaprzyjaźnionego lekarza żeby podpytać.
          Z polskiej fantastyki uważam że niedoceniany jest Michał Protasiuk.

        • BTW,” Rozumiem, że to Ty jesteś tym kreatywnym chłopem pańszczyźnianym? Znaj proporcje, mociumpanie. Oczywiście nie mam pojęcia kim jesteś, mogę więc conajwyżej dokonywać przewidywań na podstawie tego, że jesteś oczytany, masz dostęp do internetu i czas na”

          Nie myl tego co mam teraz, z tym z czym zaczynałem.

      • Wiesz co, przyszło mi do głowy na schodach, że ja Cię chyba przeceniłem, bo zmyliły mnie wstawki o kreatywności. Może Ty po prostu masz dość bycia podwładnym i zwyczajnie nie możesz doczekać się, aż będziesz miał nad kimś władzę, pozycję siły? Jeśli tak, to po pierwsze, nie do mnie te frustracje, bo ja jeszcze nigdy nad nikim nie miałem władzy (ani mnie ona nie interesuje), a po drugie, żegnamy się, bo jeśli to są Twoje motywacje, to mnie nie interesuje dalsza rozmowa.

        • No widzisz, wpadłem rozładować swoje frustracje i w sumie mi się udało.
          Jako że w sumie mi się udało to dzisiaj mogę napisać bez wtrętów wulgarnych itd.

          Zaproponowałem rezygnację z anonimowości, Twoja decyzja czy ją przyjmiesz. Przyznam że w tym momencie istnieje możliwość że zrobię to bez Twojej zgody, w wspomniany już sposób.

          Rozumiem czym się zajmujesz zarobkowo – to jest działalność intelektualna.
          Możesz wchodzić w szczególarstwo, ale to jest dokładnie ta działka gdzie Twoje pochodzenie jest przydatne.
          Nie chcesz tego zrozumieć, trudno, nie dziwi mnie to. Łatwiej teoretyzować o takiej czy innej dyskryminacji.
          Kiedyś wymyśliłem że żeby osoba taka jak Ty to zrozumiała to przydałby się sitcom. W którym n-ty Frydek Zoll odpuszcza karierę uczelnianego prawnika. Idzie robić coś tam w rodzaju pakowania ryb, czy biegania za piłką i zderza się że nawet nie wie jak się ma zachowywać żeby bylo dobrze i wszystkiego musi się nie tylko uczyć od zera, ale przede wszystkim, oduczać tego w czym wzrósł. I wszyscy dookoła mają dużo śmiechu.

          Z BDSM – to jest coś w tym, byłem obiektem praktyk, w tym zbliżonego rodzaju, niestety niezbyt konsensualnych, a w szczególności w czasach kiedy byłem mocno nieletni. Może rzeczywiście eksplorowanie tego by mi pomogło? Nigdy nie próbowałem. Ale porozmawiam z terapeutką.

          Bo widzisz, 16 lat chodzę na terapię. A w psychiatryku byłem dwa razy. Nie polecam, zwłaszcza ogólnopsychiatryczny to jest straszne miejsce.

          I tak, przełożyło się to na moje wieloletnie problemy z seksem. Jednakże od dwócyfrowej liczby lat jestem w stałym związku, ba finalnie małżeństwie nawet.

          Nie mam problemu z władzą. Chyba. Zdarzyło mi się być kierownikiem i ile jestem sprawny w organizacji, to nie daje to przestrzeni na kreatywność, a powoduje spore obciążenie stresem. Chociaż mam problem z ludźmi którzy nadużywają władzy. Zbyt mocno triggeruje to moje własne nadużycie.

          Nie tylko nie miałem ojca profesora, ale zdaje się byłem pierwszą osobą w rodzinie która poszła do szkoły średniej.

          Pochodzę z małego miasteczka, gdzie przeczytałem chyba wszystkie książki w lokalnej bibliotece. Do dzisiaj mnie trzęsie, że mógłbym w ten sposób zdobyć nieźłą wiedzę, ale akurat pechowo trafiłem na czas kiedy biblioteki nie miały kasy na zakupy nowych książek. A na półkach jeszcze stały sterty pozycji w rodzaju „Manewr który ocalił Kraków”.
          Dostawałem wpierdol w szkole, po drodze ze szkoły i w domu. Myślę że siedziałem tak długo w bibliotece bo tylko tam wpierdolu nie dostawałem. I CocaColi też nie miałem.

          Jestem bardzo kreatywny, mogę to udokumentować jakimiś tam publicznymi „papierami”, wydanymi przez niezależne, państwowe instytucje. Chociaż nie są to publikacje naukowe. Chociaż zdarzyło mi się raz prezentować na marniutkiej konferencji naukowej.
          Generalnie, moja kreatywność rozmienia się bardzo na drobne, nieużyteczne rzeczy, które komuś zapewnią więcej kasy (nie mi, mi tylko co najwyżej premię).
          Chciałem zajmować się nauką (rozmaite ideały z wyczytanych książek). Ale na szczęście uświadomiłem sobie że bez wsparcia to nie jest dobry pomysł (tak, też znam przypadki ludzi którzy mieli gorzej znam, a odnieśli sukces naukowy. Ze dwóch z czasem poznałem osobiście). Ale to było bardzo bolesne i ciągle do mnie wraca.

          „co sądzi o mnie jakiś buc na wysokim stanowisku siedzi tam bardzo głęboko”
          – To jest fajne. To jest jeden z elementów uprzywilejowania. Nawet tego nie widzisz.

  9. A, śmieszna rzecz: poszłem do szkoły średniej bo uznałem że tam będą mniej bić. A w podstawówce bito mnie tak że do dzisiaj mam uszkodzenie ciała z tego powodu.
    I faktycznie, wydaje się że miałem rację.

    • A pakowanie ryb to paskudna, naprawdę paskudna robota – bo nie dość że ciężka fizyczna praca, to jeszcze jak ryby, to zawsze dookoła jest woda. I zwykle zimno bo żeby żywność się nie psuła to się schładza. W moim miasteczku to było jedyne miejsce gdzie zawsze zatrudniali.

  10. „Zaproponowałem rezygnację z anonimowości, Twoja decyzja czy ją przyjmiesz. ”

    Rób co chcesz, nie jestem od tego, żeby Ci mówić, co masz robić. Ale nie chodziło mi o to, że mi się na priva nie przedstawiłeś, tylko że nie komentowałeś pod identyfikowalnym imieniem i nazwiskiem. Nie zrozum mnie źle: nie mam problemu z anonimowością. Mam problem z anonimami, które wchodzą i grożą mi łopatą.

    Prywatna znajomość przestała wchodzić w grę mniej więcej w momencie, w którym zacząłeś mi obiecywać waserwagi w odbycie i ustawiać w drugim rzędzie pod ścianą.

    (Oprócz tego, przepraszam, nie zauważyłem propozycji, ale ponieważ wysyłasz po kilka odpowiedzi, a wordpressowe komcie obsysają jak coś bardzo obsysającego, to mogło mi umknąć. Zmienię tego wordpressa na coś sensowniejszego, obiecuję).

    „Nie myl tego co mam teraz, z tym z czym zaczynałem.”

    Jestem pewien, że gdy nadejdzie rewolucja będzie to miało kolosalne znaczenie. Not.

    „BTW, Michał Cholewa to syn znanego tłumacza Pratchetta – Piotra W. Cholewy. Trochę mnie wkurza ogólnie, ale jak już PWC nie może się powstrzymać przed polecaniem jego książek, to już traktuje jako przegięcie.
    W efekcie nie czytałem, ale podobno niezła militarystyczna fantastyka.”

    A, dziękuję za wyjaśnienie. Tak, przypomniałem sobie, nawet kiedyś próbowałem, ale nie przeszedłem przez pierwszy rozdział. To nie moja bajka. Jeśli chodzi o militarystyczne sf, to bardzo lubię trylogię Ancillary (Justice, Sword, Mercy). Dziękuję za polecenie, spróbuję.

    „Bo widzisz, 16 lat chodzę na terapię. A w psychiatryku byłem dwa razy. Nie polecam, zwłaszcza ogólnopsychiatryczny to jest straszne miejsce.”

    Wiem. Nie mam drastycznych przeżyć, ale wiem. Na terapię nie chodziłem 16 lat, tylko dużo mniej. I to wszystko, co na ten temat gotów jestem powiedzieć.

    „Nie mam problemu z władzą. Chyba. Zdarzyło mi się być kierownikiem i ile jestem sprawny w organizacji, to nie daje to przestrzeni na kreatywność, a powoduje spore obciążenie stresem. Chociaż mam problem z ludźmi którzy nadużywają władzy. Zbyt mocno triggeruje to moje własne nadużycie.”

    Tak. We mnie walczą dwie skłonności, jedna to jest taka, żeby móc wreszcie robić to, co chcę, żeby nikt mnie nie ograniczał, żebym nie musiał robić rzeczy, które uważam za głupie; żeby móc wreszcie zrealizować te wszystkie swoje pomysły; a druga, żebym nie musiał być niczyim szefem. Póki co, wydaje mi się, że jedyna szansa na pełną realizację obu to wygrać w totka. Znalazłem więc niszę, gdzie mam trochę miejsca dla siebie w zamian za obsługiwanie kilkudziesięciu projektów rocznie.

    „Nie tylko nie miałem ojca profesora, ale zdaje się byłem pierwszą osobą w rodzinie która poszła do szkoły średniej.”

    Wracamy do początku: zdaję sobie sprawę ze swojego przywileju, doceniam go. Ale większość ludzi, których poznałem, myślała, że ten przywilej polegał na czymś innym niż w rzeczywistości – czyli na koneksjach, pieniądzach, nepotyzmie, stąd pewne moje podejrzenia. Teraz widzę, że rozumiesz, że to, co dostałem, było o tyle ważniejsze od tych innych rzeczy.

    Tylko nie bardzo rozumiem, czemu chcesz, żebym pakował ryby. To nie tak, że mogę oddać to, co dostałem komu innemu, żeby z tego skorzystali zamiast mnie. Mogę to conajwyżej wyrzucić w błoto. Jedyny sposób, żeby oddać to, co mam, to nauczać i wspierać studiujących, pisać książki i notki na bloga. Nikomu nie blokuję miejsca czy kariery, bo takich jak ja jest wciąż niedobór; nikt nie lubi być na bocznym torze kariery naukowej i nie dostawać za to nawet części tej kasy, co w korpo. Wmawiam sobie za to, że wspieram innych.

    Wiem z własnego doświadczenia, jak wygląda ciężka, ohydna, fizyczna praca (patrz wyżej: otrzymałem dom i edukację, ale nie kasę), natomiast rzeczywiście nigdy nie byłem w sytuacji, gdy myślałem, że ta praca to wszystko, co mi zostało.

    „A, śmieszna rzecz: poszłem do szkoły średniej bo uznałem że tam będą mniej bić. A w podstawówce bito mnie tak że do dzisiaj mam uszkodzenie ciała z tego powodu.
    I faktycznie, wydaje się że miałem rację.”

    Au. Mnie przestali bić na studiach, bo dosłownie w ostatniej klasie szkoły średniej doznałem przyspieszonego wzrostu i nagle byłem wyższy o głowę od innych, mówiłem basem i potrafiłem się obronić. Poza tym na studiach to jakoś nie wypadało. Szkołę podstawową wspominam jako koszmar, coś takiego co poza tym widziałem w filmach o fali w wojsku, tylko że nie przez rok, a osiem lat. W liceum było trochę lepiej, ale do przemocy fizycznej doszła psychiczna i seksualna. Brr. Stąd też moja awersja do słownej przemocy i grożenia łopatami.

    „Jestem bardzo kreatywny,”

    Wierzę Ci na słowo. Ja nie jestem, ale też moja praca akurat wielkiej kreatywności nie wymaga. Raczej wymaga, hm, komunikatywności, wyrozumiałości, anielskiej cierpliwości i szerokiej (chociaż niekoniecznie dogłębnej) wiedzy i umiejętności.

    „Chciałem zajmować się nauką (rozmaite ideały z wyczytanych książek). Ale na szczęście uświadomiłem sobie że bez wsparcia to nie jest dobry pomysł (tak, też znam przypadki ludzi którzy mieli gorzej znam, a odnieśli sukces naukowy. Ze dwóch z czasem poznałem osobiście). Ale to było bardzo bolesne i ciągle do mnie wraca.”

    Ja też kiedyś marzyłem o karierze naukowej. Ale w sumie cieszę się, że mogę pomagać ludziom, którzy faktycznie coś potrafią i odnoszą jakieś sukcesy.

    Co do wsparcia, to jak już Ci pisałem: nie wiem, co to znaczy nie mieć wsparcia ze strony rodziny. Wokół mnie jest natomiast pełno ludzi, którzy robili naukę bez wsparcia swojej rodziny. Bo mieli wsparcie ze strony nauki, swoich opiekunów na studiach, swoich nauczycieli, profesorek. (kiedy byłem na studiach, opowiadałem żartem, że mój ojciec wreszcie ma dla mnie czas, bo teraz jestem studentem, a on zawsze ma czas dla studiujących. To było niesprawiedliwe. Trochę).

    I oczywiście znam też mnóstwo przykładów ludzi, którzy ze strony środowiska naukowego takiego wsparcia nie otrzymali. To ruska ruletka, i przykro mi, że nie natrafiłeś we właściwym momencie na osobę, która by Cię doceniła i wsparła.

    Poznałem w nauce takie środowiska, które wspierają, poznałem też takie, które są agresywne i wrogie, albo takie, które wyciskają z człowieka ile mogą, żeby wyrzucić pustą skorupkę. Poznałem profesora, który przehandlował swoje wysokie stanowisko naukowe w zamian za utworzenie dwóch profesur w Afryce subsaharyjskiej. Poznałem grupy, których PI wymagała pracy 6/7 i 12/24 *minimalnie* i gówno ją obchodziło, że ktoś musi się opiekować chorą matką (w korpo to norma, w nauce niekoniecznie). Poznałem profesorkę, która dla swoich studentów/studentek gotowa była na wszystko, z absolutną, fanatyczna lojalnością załatwiając im, co mogła, prywatnie i profesjonalnie. Poznałem profesora, który miał zawsze czas dla każdego, i takiego, który nigdy nie miał czasu dla nikogo.

    Poznałem też faceta, który jako małe dziecko co dzień szedł przez trzy godziny sawanną po wodę, obserwując przyrodę, ale trafił na kogoś, kto go docenił i umożliwił mu karierę; dwóch doktorantów, którym profesor po trzech latach przestał płacić, łamiąc im tym samym kariery, bo nie stać ich było żeby skończyć doktoraty; i całe mnóstwo kobiet, które nie otrzymały wsparcia, bo nie miały tego kluczowego dla rozumowania naukowego i scientific excellence elementu, jakim jest siusiak.

    „– To jest fajne. To jest jeden z elementów uprzywilejowania. Nawet tego nie widzisz.”

    To nie jest uprzywilejowanie, to jest upośledzenie. Uprzywilejowanie jest wtedy, kiedy ma się z niego jakieś korzyści, a przynajmniej nie dostaje się za to po łbie.

    • „Prywatna znajomość”

      My się już poznaliśmy osobiście, więcej niż 10 lat temu. Zachowywałeś wobec mnie bardziej niż przeciętnie niemiło, więc nie dbałem żeby kontynuować.
      Mimo że generalnie miałem sporą tolerancję na niemiłe zachowania ze strony uprzywilejowanych bo prezentowanie miłej, grzecznej osobowości pozwalało mi nadrabiać te braki w kapitale kulturowym których nie można wyjąć z książek czy netu.

      Chodzilo o to żebyś mógł zweryfikować że jestem faktycznie istniejącą osobą, a nie wyrafinowanym trollem.

      „To nie jest uprzywilejowanie, to jest upośledzenie.”

      No to niestety tego nie rozumiesz.
      Bycie niezależnym od oceny (emocjonalnie) jest niesamowicie cenne. Owszem, dostaje się nieraz po głowie, ale bardzo uodparnia na rozmaite formy mobbingu i jeszcze gorszych zachowań.

      „widzę, że rozumiesz, że to, co dostałem, było o tyle ważniejsze od tych innych rzeczy.”

      Oj tak. Ale zgadzam się że to jest rzadko rozumiane.

      Trochę poznałem ludzi z mało zamożnej inteligencji, znam rozmaite narzekania.

      Zresztą mechanizm działa w dwie strony.
      Klasa ludowa obserwuje dziedziczenie pozycji i jest przekonana że to opiera się na koneksjach (nawet jeśli nawet tak, to na poziomie dostępnym do obserwacji klasie ludowej po prostu nie jest to konieczne).
      Natomiast w klasie ludowej dostęp do atrakcyjnych pozycji, w rodzaju rozmaitych operatorów X-ów jest bardzo hermetyczny.
      Mniej zamożna inteligencja obserwuje zamożną część klasy ludowej i zazdrości rozmaitych gadżetów, ale ma bliższy kontakt głównie z najzamożniejszą częścią klasy ludowej.

      @pakowanie ryb,
      Kontekst, kontekst.
      „sporo szkodnikow siedzi na gałęzi na którą wsadzili uprzywilejowani rodzice, zamiast się zmigrować.”

      „Jakbyś sukcesy zawdzięczał kreatywności a nie uprzywilejowaniu to byś wpadł na pomysł że wystarczałoby zająć się dziedziną gdzie dom pełen książek nic nie daje.”

      Wychodzi na to że jestem po wprostu wściekły że nie dokonałeś awansu społecznego. MIMO takiego uprzywilejowania! A mógłbyś ufundować polskiego Guardiana.

      Zabawne, wychodzi na to że zgadzamy się co do braku kreatywności.

      „Jestem pewien, że gdy nadejdzie rewolucja będzie to miało kolosalne znaczenie. Not.”

      Wiem, istnieje ryzyko że będziemy stali blisko siebie w kolejce. Rewolucja jest tego warta.

      „w korpo to norma, w nauce niekoniecznie”

      Nie zgadzam się że w korporacji to jest norma.

      Przez ostatnie 25 lat otarłem się o pracę w urzędach, NGOsach, małych firmach, korporacjach. Korporacje nie są takie złe. Najgorzej jest w organizacjach pozarządowych i małych firmach.

      • ” Zachowywałeś wobec mnie bardziej niż przeciętnie niemiło”

        Przepraszam, przykro mi. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że wiem, że się tak zachowuję, i pracuję nad tym.

        „Chodzilo o to żebyś mógł zweryfikować że jestem faktycznie istniejącą osobą, a nie wyrafinowanym trollem.”

        A mnie chodziło o to, że gdy anonimowo obiecujesz przemoc fizyczną albo uciekasz się do przemocy słownej, to nie ma znaczenia czy jesteś faktycznie istniejącą osobą, czy wyrafinowanym trollem. (nie sądzę, że jesteś wyrafinowanym trollem, inaczej bym z Tobą nie gadał).

        „No to niestety tego nie rozumiesz.
        Bycie niezależnym od oceny (emocjonalnie) jest niesamowicie cenne. Owszem, dostaje się nieraz po głowie, ale bardzo uodparnia na rozmaite formy mobbingu i jeszcze gorszych zachowań.”

        OK. Ja to co prawda widzę tak, że wg Ciebie niewidomy jest odporny na mobbing, bo nie widzi, jak go wytykają palcami, ale OK. Niewątpliwie zdaję sobie sprawę z tego, że sam fakt, że mogłem iść taką ścieżką, na której nie muszę się kłaniać w pas idiotom to już jest duże uprzywilejowanie. Inna rzecz, że taka ścieżka nie prowadzi do Twojego wyśnionego awansu społecznego.

        „Mniej zamożna inteligencja obserwuje zamożną część klasy ludowej i zazdrości rozmaitych gadżetów, ale ma bliższy kontakt głównie z najzamożniejszą częścią klasy ludowej.”

        Nawet nie to, bliższych kontaktów to ja miałem aż za dużo. Kiedy patrzę wstecz, zwyczajnie nie dostrzegałem tych, którzy mieli mniej wszystkiego ode mnie. Widziałem tylko tych, którzy mieli więcej. I nie sądzę, żeby to było ograniczone do klasy takiej czy śmakiej: wszyscy chyba tak mają. Patrzą tylko w górę. Ty też – i to jest ludzkie i normalne, jakkolwiek wkurwiające by nie było. Ja patrzę na siebie i też widzę siebie patrzącego w górę.

        „Wychodzi na to że jestem po wprostu wściekły że nie dokonałeś awansu społecznego.”

        Zastanów się. Jaki jest stopień wyższy od „klasa średnia”. Albo „ciekawa robota, za którą przyzwoicie płacą”. A potem popatrz na to, czym się zajmuję i pomyśl, jaki byłby efekt awansu społecznego na to, co robię na codzień.

        A gdybym robił coś innego niż robię, uważałbym, że wyrzuciłem w błoto szansę, którą mi dano, nawet jakbym został Kulczykiem. No i wreszcie:

        “For instance, on the planet Earth, man had always assumed that he was more intelligent than dolphins because he had achieved so much—the wheel, New York, wars and so on—whilst all the dolphins had ever done was muck about in the water having a good time. But conversely, the dolphins had always believed that they were far more intelligent than man—for precisely the same reasons.”

        „MIMO takiego uprzywilejowania! A mógłbyś ufundować polskiego Guardiana.”

        Może gdybym został w Polsce i rozwijał social network w którym się urodziłem. A może oznacza to, że tego typu uprzywilejowanie jest przeceniane?

        Osobiście uważam, że najskuteczniejsze uprzywilejowanie to koneksje (patrz mama Gatesa). Mnie w dzieciństwie tłuczono do łba, że najważniejsze są wykształcenie, rozwijanie talentu jakiego by się nie miało (dziś byś powiedział: kreatywność) i ciężka praca, a cała reszta sama przyjdzie. Ale to nieprawda: nie najważniejsze i nie przyjdzie, w każdym razie nie, jeśli chodzi o awanse i kariery.

        „Zabawne, wychodzi na to że zgadzamy się co do braku kreatywności.”

        Nie przeczę, ale też niespecjalnie przywiązuję wagę do Twojej oceny: skąd Ty niby możesz to wiedzieć.

        Osobna, ale ciekawa sprawa jest taka. Jak już chyba pisałem, kreatywność jest przereklamowana, a już na pewno jako metoda awansu społecznego i kariery. Koneksje, koneksje, koneksje. Oraz taka pewność siebie, żeby móc powiedzieć komuś „jestem bardzo kreatywny”. (i parę innych rzeczy też, ale sama kreatywność nie jest nawet w pierwszej dziesiątce).

        Wszyscy wybitni faceci i laski, których poznałem, wszystkie te sławy z nagrodami Nobla, ci dyrektorzy i dyrektorki bajecznie bogatych instytucji, ci naukowi celebryci, potrójni i poczwórni profesorzy, szefowe konsorcjów – gdy poznawałem ich bliżej, to absolutnie każda i każdy z nich oszałamiali mnie swoim brakiem polotu i kreatywności, ciasnotą umysłową, wąskimi horyzontami. To są tacy nudni ludzie. Skuteczni, znakomici w tym, co robią, ale nudni.

        Z początku myślałem, że to ja czegoś nie dostrzegam, że musi być coś głębiej, że za kulisami, że gdyby ich lepiej poznać itd. Przecież z daleka wyglądają na takich kreatywnych! Ale nie. Nie są. Bo kreatywność wcale taka ważna dla kariery / awansu społecznego nie jest (a może nawet przeszkadzać).

        (jedynym znanym mi wyjątkiem był dla mnie Sydney Brenner, no ale on był z innej epoki. No chyba że za kreatywnego uznać Dana Ariely i jemu podobnych, w końcu bardzo kreatywnie oszukuje.)

        Za to naprawdę kreatywni ludzie, jakich spotykałem, to zawsze druga albo trzecia liga, rzadko się o nich słyszy w mediach. Ale może to też kwestia wieku.

        „Rewolucja jest tego warta.”

        Nie wiem. Jestę pesymistą. My będziemy obok siebie pod ścianą z pieśnią na ustach, uważając się za wióry, co lecą, gdy drwa rąbią, a tymczasem „ognia” będzie wołał ten sam (albo przynajmniej: taki sam) koleś co teraz. „Czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisjach”. Zobaczysz.

        W rewolucji i na wojnie nie ma miejsca na filozofię, empatię czy wątpliwości, dlatego to nie tacy jak my je robią (ale przyznam Ci, że zdecydowanie jest miejsce na wsadzanie łopat w odbyt, więc dla Ciebie jest jeszcze szansa, o ile poprzestaniesz na przemocy i nie będziesz się z nikim wdawał w dyskusje).

        Lektura Picketty’ego przekonała mnie, że nieuchronnie będzie albo wojna, albo rewolucja (albo jedno i drugie). Inne lektury przekonały mnie, że ta wojna czy rewolucja na dłuższą metę nic kompletnie nie da. Mamy te swoje paleolityczne mózgi i ich nie zmienimy. Te mózgi nie są z gruntu złe, ani z gruntu dobre; są z gruntu ludzkie i takie pozostaną. Obym się mylił.

        Natomiast jestem też przekonany, że u nas (w Europie) żadnej rewolucji nie będzie. Nasze społeczeństwa mają niewłaściwą piramidę wiekową, do rewolucji potrzeba młodych społeczeństw (tak mi mówią demografowie, patrz „Tomorrow’s people” Paula Morlanda).

        „Przez ostatnie 25 lat otarłem się o pracę w urzędach, NGOsach, małych firmach, korporacjach. Korporacje nie są takie złe. Najgorzej jest w organizacjach pozarządowych i małych firmach.”

        OK, wierzę na słowo.

        • @przemoc,
          Dobrze jest powiedzieć „Wypierdalać”.
          Bardzo się cieszę że to zrobiłem. Wiele lat mnie to dusiło. To było bardzo uwalniające wreszcie powiedzieć co myślę.

          „Twojego wyśnionego awansu społecznego.”

          Nieraz mam ochotę napisać książkę. Co powiesz o następujących tytułach?
          „Dlaczego przestałem rozmawiać z uprzywilejowanymi o awansie społecznym”,
          albo:
          „Dziedziczna inteligencja objaśnia mi social climbing”.
          Sam nie wiem który będzie lepszy, ale trochę się skłaniam ku temu drugiemu.

          „Skuteczni, znakomici w tym, co robią, ale nudni.”

          Ależ ja się z tym zgadzam. Skuteczność w dużych organizacjach wymusza sprawne wpasowywanie się jako kółko zębate w odpowiednie miejsce, a to niejako na dłuższą metę oznacza brak polotu, bo trzeba elastycznie się wciskać w różne miejsca. W dużej organizacji, nawet szef wszystkich szefów jest kółkiem zębatym.
          Ale to nic nowego – Mills już o tym pisał ponad pół wieku temu.

          „naprawdę kreatywni ludzie, jakich spotykałem, to zawsze druga albo trzecia liga,”

          I też się z tym zgadzam. Dokładnie mój przypadek: tak jak pisałem, jestem kreatywny, ale jak dobrze pójdzie to mam z tego premię. Ale żeby do tego dotrzeć, to musiałem wiele lat przykręcać śrubki. Co było bardzo, bardzo frustrujące i bardzo wpłynęło na to gdzie realizuję swoją kreatywność.
          Gdybym bym bardziej uprzywilejowany to bym pominął przykręcanie śrubek i był kreatywny w sensowniejszych miejscach. Chociaż tak, nadal w drugim szeregu.

          @koneksje z urodzenia,
          Przeceniasz koneksje, jak to zwykle uprzywilejowani.
          IMHO przecież byłeś w PL na poziomie Gatesa. Co najmniej.
          Policz ile osób w USA musiało mieć tego rodzaju znajomości (hint: wtedy było naprawdę dużo korporacji które działały w IT).
          Poczytaj trochę, ale nie Gatesie, ale o ludziach działających obok. Clark (ten od SGI), nie miał koneksji, ale też zrobił korporację, a nawet dwie. Ale tak żeby kojarzyć kilkadziesiąt nazwisk które nie są dzisiaj głośne, bo albo zrobili trochę mniejsze rzeczy (ale nadal spektakularne), albo im się nie udało.
          Gates miał ułatwiony start – ale bywali tacy co mieli jeszcze lepiej. Miał masę szczęścia i przez jakiś czas był na samej górze. Ale przede wszystkim, nie zaczął robić wielkich głupot, tylko w miarę rzetelnie i solidnie prowadził biznes, na którym się trochę znał.
          To wcale nie było powszechne. W stabilnych społeczeństwach, na każdym poziomie drabiny społecznej dominują ludzie którzy się tam wrodzili. Oni nie są wybitni – bo nie muszą, podstawowe rzeczy im wystarczają, a dziedziczne kapitały (nieważne, kulturowe, czy społeczne, czy dowolne inne) – sprawiają że pokonują rozmaite bariery bez wysiłku.

          Koneksje bardzo pomagają jak już coś masz. Jesteś od X, dzięki koneksjom zaoszczędzisz na PR/reklamie.
          Pochodząc z małego miasteczka, mogłem to obserwować w skali mikro. Koneksje sprawią że będziesz miał wygodniej na wrodzonym poziomie, dla jednego to będzie kancelaria notarialna, dla innego przekładanie papierków w wodociągach, dla trzeciego praca strażnika. Koneksje nie dadzą awansu.
          Natomiast wiedza, umiejętność uczenia się, rozpoznawania jakości źródeł wiedzy. Kreatywność. To jest bezcenne.

          „Pewność siebie, żeby móc powiedzieć komuś <>”

          Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wielką przyjemność mi sprawiłeś. Po raz pierwszy uświadomiłem sobie że lata, długie lata starań żeby się nie bać własnego cienia, faktycznie zadziałały.
          Tak, pewność siebie, poparta autentycznym rozeznaniem własnych silnych i słabych stron jest bardzo, bardzo ważna.

          „dla Ciebie jest jeszcze szansa”
          Pożyjemy, zobaczymy.

          „ten sam (albo przynajmniej: taki sam) koleś co teraz”

          Wiem. Jednakże, „Każdy został człowiekiem” Piotr Nesterowicz.
          Po wojnie naprawdę sporo ludzi, np. sporo kobiet które wcześniej byłyby skazane na wypasanie krów dokonało awansu społecznego. To było dobre.

          „Natomiast jestem też przekonany, że u nas (w Europie) żadnej rewolucji nie będzie.”

          Rewolucje często idą w parze z wojnami, a wojnę już mamy.
          A łom naprawdę mam pod biurkiem.

          Bądź miły dla ludzi. Ludzie mają długą pamięć.

          OK. Starczy. Więcej nie będzie. Bogdanow is out.

Dodaj odpowiedź do January Anuluj pisanie odpowiedzi