Ktos napisal, ze cale to „globalne ocieplenie” i tym podobne to „ekomambodzambo”. Tymczasem – tu chodzi o konkretne pieniadze. Albo sie przeciwdziala zmianom klimatu (co bedzie kosztowalo konkretne pieniadze) albo sie do nich dostosuje (co bedzie kosztowalo konkretne pieniadze). Konflikt nie jest na linii: czy klimat sie zmienia, czy nie (bo wiadomo, ze sie zmienia). Ani na linii: czy czlowiek produkuje gazy cieplarniane (bo wiadomo, ze produkuje sporo). Ani nawet na linii: czy gazy cieplarniane maja wplyw na klimat (bo wiadomo, ze maja znaczacy). Glowny konflikt jest miedzy zwolennikami inwestowania w zatrzymanie zmian, a zwolennikami inwestowania w przystosowywanie sie do tych zmian na biezaco. [1][2]
Nikt, kto nie jest calkowitym dyletantem albo populista nie moze twierdzic, ze „nic nie wiadomo”. Prawda jest, ze nie wiadomo *dokladnie*. Tym niemniej jednak, juz teraz mozna jedno powiedziec z calkowita pewnoscia: w momencie, kiedy bedzie wiadomo *calkiem dokladnie*, bedzie juz za pozno, zeby dokonac jakiegokolwiek wyboru.
I jeszcze notka na marginesie: zawsze bylo pelno specow od medycyny, samochodow, broni i oczywiscie polityki. Ostatnio wszyscy znakomicie znaja sie na klimatologii. Ja tam sie nie znam, dlatego bede dalej referowal to, co pisze „Nature”.
Trochę niedawno czytałem na ten temat, bo też odczuwam jakąś niezdrową fascynację pseudonauką. Najzabawniejsze jest to, że przeciwnicy „oficjalnej linii” potrafią zgodnie publikować i brać udział w konferencjach, choć ich wyjaśnienia są kompletnie sprzeczne ze sobą („nie ma ocieplenia, tylko ochłodzenie” i „jest, ale nie powodowane przez człowieka”). Łączy ich tylko sprzeciw wobec światowego spisku klimatologów.
No :-) Bart też to parę razy opisał. Jedność w obliczu wspólnego wroga. To bardzo — miałem napisać „ludzkie”, ale akurat przeczytałem u Fransa de Waala o takim zachowaniu u naczelnych — no więc, to bardzo …szympansie.
j.